Wyzwoleni, ale nie wolni

W Archiwum Państwowym w Kielcach odbyły się „Spotkania ze źródłem archiwalnym” poświęcone wydarzeniom z roku 1945. O wspomnieniach 1945 roku w swojej rodzinie opowiadała Małgorzata Nowak, studentka Instytutu Historii UJK, który był współorganizatorem spotkania. Poniżej tekst przygotowany przez naszą studentkę.

Małgorzata Nowak, Wyzwoleni, ale nie wolni? Rok 1945 w rodzinnych wspomnieniach.

Moja rodzina, podobnie jak wiele innych w 1945 roku, musiała zmierzyć się z tragicznymi skutkami wojny. Pradziadkowie zostali wysiedleni z miejscowości Stodoły do miejscowości Buszkowice oddalonej o około 8,5 km od rodzinnych stron. Przez wieś Stodoły przebiegała linia frontu. Po "wyzwoleniu", gdy powrócili z wysiedlenia, zastali jedynie konary drzew i gołą ziemię. Początkowo mieszkali w bunkrze sąsiada, ponieważ dom został zniszczony podczas działań wojennych. Odbudowa gospodarstwa była ogromnym wyzwaniem. Rodzinie udało się wybudować mały dom o wymiarach 5x5 metrów. W domu znajdował się jeden pokój, kuchnia i piec chlebowy, dwa łóżka zbite z desek i pierzyny zabrane jeszcze podczas wysiedlenia. W pierwszym roku po powrocie rodzina mojej babci zmagała się z głodem. Zboże, które zasiali na polu, zostało zniszczone przez plagę myszy. Rodzina przymierała głodem. Prababcia Maria zajęła się handlem wyjeżdżała na Rzeszowszczyznę i do Łodzi, sprzedawała zboże i mak biały. Pradziadek został kierownikiem resztówek. Moja praprababcia i prababcia były przeciwniczkami zapisania się do spółdzielni, jednak pradziadek, z racji zajmowanego stanowiska, nie miał wyboru. Moja babcia wspomina, że miała tylko jedną parę butów, w lato chodziła boso. Wspomnienia rodzinne doskonale ukazują paradoks 1945 roku. Dla mojej rodziny, podobnie jak dla wielu innych mieszkających na przyczółku sandomierskim, był to czas walki o przetrwanie, odbudowy zniszczonych domów i próby powrotu do normalnego życia.

Fot. Konrad Maj/Archiwum Państwowe w Kielcach